Parafia pw. Przenajświętszej Trójcy
w Wilamowicach
Sanktuarium Świętego
Arcybiskupa Józefa Bilczewskiego
Sanktuarium Świętego Arcybiskupa Józefa Bilczewskiego

Świadectwa uzdrowień

Zachęcamy wszystkich, którzy za wstawiennictwem św. abpa Józefa Bilczewskiego doznali łaski uzdrowienia duchowego bądź fizycznego do dzielenia się swymi świadectwami z innymi wiernymi. Pragniemy, aby ta rubryka była redagowana przez Was, a więc prosimy o przesyłanie drogą mailową, bądź pocztową wiadomości na temat uzdrowień (oczywiście świadectwa mogą być anonimowe). Ufamy, że ich zaprezentowanie jeszcze w większej mierze upowszechni kult Świętego i udowodni, że warto modlić się o cuda i łaski za Jego wstawiennictwem. 

            Na początek pragniemy przypomnieć o dwóch cudach, które pozwoliły na wyniesienie na ołtarze Józefa Bilczewskiego, jego beatyfikację oraz kanonizację.

1. Pierwszym znakiem było nadzwyczajne uzdrowienie 9-letniego Marcinka z Wilamowic. Chłopiec miał niezwykle ciężkie poparzenie twarzy drugiego stopnia. Do wypadku doszło w jego rodzinnym domu. Chłopiec chciał zgasić zapałkę polewając ją spirytusem. Butelka wybuchła, a zapalony płyn poparzył mu twarz. Marcin trafił do szpitala w Oświęcimiu. Zrozpaczony ojciec przyszedł do ówczesnego proboszcza prosząc o odprawienie Mszy św. w intencji syna. O zdrowie dla Marcina modlono się przez wstawiennictwo abp. Bilczewskiego podczas modlitwy wiernych na każdej Mszy św. W piątym dniu od wypadku, w trakcie obchodu lekarze zauważyli, że Marcin zdarł sobie kawałek spalonej skóry. Pod nim ich oczom ukazał się zdrowy, różowy naskórek. Lekarze zdecydowali się więc ściągnąć resztę zgorzeliny. Po tygodniu od wypadku Marcin był z powrotem w domu. Na jego twarzy nie było znać żadnych śladów po poparzeniu. Lekarze z wieloletnim doświadczeniem wyjaśnili, że praktyce zawodowej nie spotkali się z podobnym przypadkiem.

2. Drugą nadzwyczajna sytuacja miała miejsce w 2001 r.  Wówczas pan Julian, 70-letni mieszkaniec Kóz, na skutek pęknięcia szczebla w drabinie spadł na ziemię. Upadek był tak dotkliwy, że spowodował uszkodzenie kręgosłupa. Diagnoza lekarska przewidywała, że do końca życia zostanie on na wózku inwalidzkim, a ponadto żaden z lekarzy nie chciał się podjąć operacji. Panu Julianowi pozostała jedynie modlitwa. Pan Julian od września 2001 r. do połowy lutego 2002 r., przez wstawiennictwo abp. Bilczewskiego prosił Boga o zdrowie albo o zabranie go z tego świata. Bóg wysłuchał tej pierwszej prośby. Rano, po przebudzeniu pan Julian poczuł, że ból w kręgosłupie minął, a na dodatek wróciła pełna sprawność.

Kolejne świadectwa:

3. Informacja Księdza Proboszcza Michała Boguty z parafii Wilamowice o uzdrowieniu Stanisława, przypisywanym wstawiennictwu Sł. B. Abpa Józefa Bilczewskiego

            Stanisław  (25 lat), zamieszkały w Wilamowicach, zachorował w połowie czerwca na głowę (krwiak wewnątrzmózgowy). Lekarze szpitala „Stalownik” w Bielsku-Białej, dokąd został skierowany, stwierdzili stan beznadziejny pacjenta i nie podjęli decyzji o operacji. Chory został przeniesiony do szpitala w Jastrzębiu, gdzie lekarze zdecydowali się na operację, nie rokując żadnych nadziei na pomyślny jej przebieg. Operację, za każdym razem trwającą kilka godzin, przeprowadzono dwukrotnie: 18 i 20 czerwca 1993 r. Po drugiej operacji chory wstał zaraz na drugi dzień i zaczął chodzić. Nie było żadnych komplikacji. 2 lipca został wypisany ze szpitala. Wrócił do domu i do dziś czuje się dobrze.

            Po odwiezieniu do szpitala Stanisława Danka na drugi dzień przyszła do mnie jego zrozpaczona matka i zamówiła Mszę św. w jego intencji. Poleciłem, by cała rodzina modliła się przez wstawiennictwo Sługi Bożego o szczęśliwy przebieg operacji i powrót do zdrowia. Zachęciłem także wiernych w kościele do modlitwy, gdyż wiedzieli o beznadziejnym stanie zdrowia Stanisława. Modliliśmy się codziennie w czasie Mszy św. i nabożeństw. 16. czerwca przed pierwszą operacja, w czasie nowenny o beatyfikacje Sługi Bożego (od wielu lat odprawia się ta nowenna w naszej parafii w każdą środę) w szczególny sposób poleciliśmy w modlitwie Słudze Bożemu, będącego w beznadziejnym stanie chorego Stanisława. Modlitwa trwała także w następne dni.

             W dwa dni po operacji, tj. 22 czerwca, matka chorego przyszła do kościoła uradowana, choć ze łzami w oczach, powiedzieć, że syn cudownie powraca do zdrowia, o czym mówił cały szpital: lekarze i pielęgniarki, że takiego przypadku jeszcze nie mieli. Zaraz potem została odprawiona Msza św. dziękczynna, a rodzina i sam uzdrowiony modlą się przekonani, że Sługa Boży we wszystkim dopomógł.          Ks. Michał Boguta                                               Wilamowice 30 sierpnia 1993 r.

4.  Świadectwo powrotu do zdrowia Stanisławy

Moja choroba ujawniła się późną jesienią 2003 r. Wstępne badania ginekologiczne wykazały zmiany chorobowe. W szpitalu, w Żywcu, zostałam poddana szczegółowym badaniom, na podstawie których stwierdzono chorobę nowotworową – nowotwór szyjki macicy. Równocześnie wysłano próbki podejrzanych tkanek do szczegółowej analizy do Centrum Onkologii w Gliwicach, do Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie.

Diagnoza z Żywca została potwierdzona. Jakby wydano na mnie wyrok. Załamałam się. Miałam świadomość, co znaczy nowotwór, co znaczy rak. Zebrałam siły na tyle, żeby powiedzieć całą prawdę synowi Eugeniuszowi (29 lat) dopiero po Świętach Bożego Narodzenia. Eugeniusz powiadomił o mojej chorobie najstarszego syna, księdza Andrzeja, który pracuje obecnie w parafii Wilamowice, w miejscu urodzenia błogosławionego arcybiskupa Józefa Bilczewskiego.

Dzięki usilnym staraniom męża i moich dzieci, 8. stycznia 2004 r. trafiłam do Klinki Onkologicznej im. Jana Pawła II w Bielsku-Białej, na Oddział Ginekologii Onkologicznej.

W całym tym tragicznym położeniu jedyną moja nadzieją była modlitwa i wiara, że Bóg przyjdzie mi z pomocą.

Modliłam się. Modliłam się dniem i nocą. W mojej intencji modliło się wielu księży, wiele sióstr zakonnych , modliła się cała moja rodzina. Mój syn, ksiądz Andrzej odprawił wiele Mszy Świętych, prosząc o wstawiennictwo błogosławionego arcybiskupa Józefa Bilczewskiego. Modliło się za mnie wielu życzliwych i serdecznych ludzi, wielu znanych i nieznanych.

Zanosiłam błagania do błogosławionego Józefa Bilczewskiego. Od dawna odmawiałam nowennę do tego błogosławionego. Otrzymałam ją od mojego syna, księdza Andrzeja. Wiedziałam również od niego, że za wstawiennictwem tego błogosławionego wiele osób doznało licznych łask i wśród nich były także osoby cudownie uzdrowione.

Modliłam się więc, ufałam i wierzyłam w Jego wstawiennictwo.

Po badaniach w szpitalu lekarze zdecydowali o konieczności operacji narządów rodnych (usunięcie macicy, jajników), która została przeprowadzona 13. stycznia 2004 r. przez Ordynatora Oddziału Ginekologii Onkologicznej, dr. Ryszarda Krakowiaka.

Po operacji zostałam poddana dalszemu leczeniu przez stosowanie chemioterapii (2 kursy chemioterapii ) i radioterapii (przewidziano 25 zabiegów, zabiegi rozpoczęły się 5. kwietnia). Byłam bardzo słaba. Zabiegi chemioterapii i radioterapii zostały przerwane w dniu 27. kwietnia, ponieważ stan mojego zdrowia gwałtownie się pogarszał. W brzuchu zgromadziła się ogromna ilość wody, pojawiła się ostra biegunka, częste wymioty, przez 3 tygodnie w ogóle nie przyjmowałam pokarmów, byłam w tym czasie tylko na kroplówkach. Czułam się z dnia na dzień, z godziny na godzinę coraz gorzej. Lekarze twierdzili, ze stan mojego zdrowia po przerwaniu radioterapii ulegnie radykalnemu pogorszeniu (nie mówili tego mi osobiście lecz mojemu synowi, księdzu Andrzejowi i córce Marii).

Stan mojego zdrowia coraz bardziej się pogarszał. Trwało to do końca kwietnia, kiedy to przyszedł do mnie na oddział w odwiedziny syn, ks. Andrzej, wraz z księdzem proboszczem z Wilamowic, ks. Michałem Bogutą (pamiętam jedynie, że była to środa wieczorem).

Przywieźli ze sobą rękawiczkę biskupią, którą nosił błogosławiony arcybiskup Józef Bilczewski. Ksiądz proboszcz zachęcił mnie, bym ją położyła na brzuchu. Trzymałam ją tak około godziny.

Modliliśmy się wszyscy. Księża odmawiali modlitwy za mnie i wszystkich chorych i cierpiących na mojej sali, a po wspólnej modlitwie udzielili nam wszystkim błogosławieństwa.

Od tej chwili stan mego zdrowia uległ nagłej poprawie tak, że z dnia na dzień czułam się coraz lepiej. Zostały wykluczone podejrzenia o przerzuty. Uznano, że nie ma potrzeby operowania jelita grubego, choć wcześniej lekarze brali pod uwagę taką decyzję. W płynie ściągniętym z brzucha, którego było około 4,5 litra, nie stwierdzono obecności komórek rakowych .

18 maja 2004 r. zostałam wypisana do domu. Pani dr Zuziak powiedziała: „Pani Zawadowa, wraca pani na stałe do domu”. Byłam bardzo zaskoczona tym stwierdzeniem, podobnie jak i inne pacjentki. Byłam przekonana, że z ludzkiego punktu widzenia jest to choroba nieuleczalna.

Od wyjścia ze szpitala upłynęły już dwa miesiące i czuję się dobrze. Podjęłam swoje prace i obowiązki ku zaskoczeniu wszystkich, zwłaszcza tych, którzy wcześniej znali stan mojego zdrowia i wiedzieli o mojej chorobie.

Nie ustaję w modlitwie dziękczynnej do błogosławionego arcybiskupa Józefa, wierząc, że to za Jego przyczyną doznałam łaski powrotu do zdrowia.

5. Podziękowanie św. Józefowi Bilczewskiemu za łaskę zdrowia mojego szwagra Antoniego

Choroba Antoniego ujawniła się w nocy 1-go listopada 2007 r. ostrym bólem w jamie brzusznej. Syn zawiózł go do miejscowego szpitala. Lekarz na Izbie Przyjęć, od razu po przebadaniu, zdecydował o natychmiastowej operacji, ponieważ zawartość jelit przedostała się do jamy brzusznej i spowodowała kałowe zapalenie otrzewnej. Operacja była bardzo ciężka, trwała ponad 3 godziny, ale jej celem było ratowanie życia.  Po zabiegu chory był bardzo wyczerpany, a lekarz pocieszał, że ponieważ nie ma zmian nowotworowych, więc trzeba być dobrej myśli. Choremu zrobiono przetokę, którą planowano usunąć po kilku miesiącach.

Kiedy moja siostra powiadomiła mnie o chorobie swego męża, zaraz poleciłam tę sprawę św. Arcybiskupowi i rozpoczęłam nieustanną nowennę. Modliła się tez cała rodzina. Chory szybko przychodził do zdrowia i z nadzieją oczekiwał na zabieg, który miał na celu przywrócenie przewodu pokarmowego do pierwotnego stanu. Zabieg ten przeprowadzono w czerwcu 2008 r. Trwał ok. 5 godzin, ale niestety nie przyniósł spodziewanego rezultatu. Powodem były liczne zrosty na jelitach, a także brak odpowiedniego przyrządu do łączenia tkanek w trudno dostępnych miejscach. Ponieważ we wrześniu szpital otrzymał to instrumentatrium, a chory wyraził zgodę, lekarze podjęli się następnego zabiegu, który dzięki pomocy Bożej i za przyczyna św. Arcybiskupa, zakończył się pomyślnie. Zabieg ten, jak powiedział operujący lekarz, był „skrajnie trudny” i trwał przeszło 6 godzin. Kilka dni po zabiegu było bardzo ciężkich, ale później chory szybko przychodził do zdrowia i dziś czuje się dobrze.

       Jestem głęboko przekonana, a ze mną cała rodzina, że w tych wszystkich wydarzeniach była nadzwyczajna pomoc Boża za przyczyna św. Józefa Bilczewskiego, za co składam Mu z głębi serca najgorętsze podziękowanie i polecam całą rodzinę Jego przemożnej opiece. Wdzięczna Maria Urszula Kielian, Staniątki 19 marca 2009 r.

6.January

W pierwszych dniach maja 2008 roku odwiedziłem wraz z przyjaciółmi kościół parafialny w Wilamowicach. Oprowadzał nas po nim ksiądz prałat Michał Boguta.

Od dłuższego czasu miałem kłopoty ze wzrokiem, coraz gorzej widziałem. Zwiedzając muzeum, znajdujące się przy plebani, ksiądz proboszcz poradził mi, abym przetarł sobie powieki przedmiotami, które należały do Ojca Świętego Jana Pawła II. Były to: piuska i białe skarpetki. Zalecił też modlitwę do świętego arcybiskupa Józefa Bilczewskiego.

Zatem poszedłem do kaplicy i modliłem się żarliwie. Przyjaciele moi dokonali też stosownego wpisu do księgi pamiątkowej. Jestem osobą wierzącą i od tego czasu codziennie modlę się do tego świętego.

Od tamtego czasu dziękuję Bogu oraz św. Janowi Pawłowi II jak i św. arcybiskupowi Józefowi Bilczewskiemu za to, że mogłem być w Wilamowicach. Jednocześnie proszę Go o to, żeby zatrzymał moją chorobę oczu, a jednocześnie chorobę oskrzeli i płuc mojej małżonki Natalii. Od tamtej pory lepiej widzę, choroba nie postępuje, mam w miarę sprawne oczy, a żona rzadko choruje. Jestem święcie przekonany, że to dzięki tej wizycie i wstawiennictwu zarówno św. Józefa Bilczewskiego, jak i Ojca Świętego Jana Pawła II. Muszę dodać, że w ubiegłym roku miałem cztery operacje oczu w czasie od stycznia do września, czyli przed i po wizycie w Wilamowicach.

January Warszawa 27.05.2009 r.

7. Świadectwo Justyny

Szczęść Boże!

Chciałabym podzielić się świadectwem Bożego działania w moim życiu i to działania za wstawiennictwem św. Arcybiskupa Józefa Bilczewskiego.

Na co dzień mieszkam w Katowicach, ale bardzo często spędzam ferie i wakacje w Żabnicy (wieś koło Węgierskiej Górki). Tak było i w tym roku. Jak w każdą niedzielę, 29.01., poszłam na Mszę św. do kościoła parafialnego p.w. Matki Bożej Częstochowskiej. Kazania głosił akurat gościnnie – ks. Michał Boguta. Pięknie opowiadał o życiu św. arcybiskupa Bilczewskiego. Byłam zaskoczona, bo wcześniej nie słyszałam zbyt wiele o tym świętym. Po Mszy można było uczcić Jego relikwie.

Od młodości miałam problemy z kamicą nerkową. Nasiliły się one w ciągu ostatnich czterech lat. Dwa lata temu przeżyłam zabieg usuwania kamienia, jego przebieg był bardzo bolesny i powikłany. W ostatnim zaś czasie męczyły mnie silne bóle z powodu kolejnego kamienia, który umiejscowił się w prawym moczowodzie. Byłam już naprawdę u kresu wytrzymałości. W dodatku lekarz na ostrym dyżurze urologicznym zlekceważył moje dolegliwości, choć na zdjęciu rentgenowskim wyraźnie widać było duży 7-milimetrowy kamień. Powiedział, że to niemożliwe, żeby to był kamień. Skąd by się tam w ogóle wziął i na pewno bardzo by mnie to bolało, gdyby tam właśnie był. Odesłał mnie do domu, choć próbowałam przekonać go, że naprawdę odczuwam duży ból. W takim stanie pojechałam do Żabnicy. Słuchałam o św. Arcybiskupie i prosiłam go o pomoc, żeby wyprosił u Pana Boga dla mnie łaskę uzdrowienia. Prosiłam też o opiekę nad moją rodziną, moim małżeństwem.

Ks. Michał Boguta zachęcił zgromadzonych na Mszy św. do uczczenia relikwii tego Świętego, co też uczyniłam. Wieczorem tego dnia wróciłam do domu, do Katowic i jeszcze w modlitwie wieczornej powierzyłam się opiece Świętego. Następnego dnia ból wywołany przez kamień był nie do zniesienia. Silne środki przeciwbólowe nie przynosiły mi żadnej ulgi. Po kilkugodzinnym cierpieniu byłam już u kresu wytrzymałości. Wtedy moja jedenastoletnia córka zachęciła mnie do modlitwy. Prostymi słowami dziecka zwróciła się do Pana Jezusa: „Panie Jezu, Ty cierpiałeś na krzyżu i byłeś bardzo cierpliwy, ale my jesteśmy tylko słabymi ludźmi, dlatego spraw, aby moja mama wyzdrowiała”. Wezwała w swej modlitwie na pomoc również wstawiennictwa naszych świętych patronów, a wśród nich także Arcybiskupa Bilczewskiego. Jeszcze przez godzinę ból był bardzo silny, potem poczułam bardzo ostre ukłucie w podbrzuszu, a następnie ulgę. Poczułam potrzebę skorzystania z toalety i kamień wielkości pestki wiśni wydostał się z mojego układu moczowego.

Kiedy pokazałam go mojemu lekarzowi, stwierdził, że jest bardzo duży i zdziwił się, że przeszedł przez moczowód. Ja wiem, że to tylko dzięki Bożej interwencji w moim życiu i to za wstawiennictwem św. Arcybiskupa Józefa Bilczewskiego. Wciąż dziękuję Bogu za tę łaskę, bo nie odczuwam na razie żadnych dolegliwości nerkowych. Mam nadzieję, że wkrótce będę to mogła również uczynić w Sanktuarium w Wilamowicach. Powierzam Bożej opiece ks. Michała Bogutę, bo wygłoszone przez Niego Słowo Boże umocniło moją wiarę w „świętych obcowanie”.

Chwała niech będzie Panu, bo wielka jest Jego łaska dla mnie.       Justyna     Katowice 26.02.2017 r.

8. Świadectwo

Od wielu lat zmagam się z kamicą nerkową, której towarzyszą bardzo duże bóle spowodowane uwalnianiem się kamieni z nerki. W grudniu 2021 r. zalegający kamień
w przewodzie doprowadził do długotrwałej kolki, niestety z biegiem czasu w sposób naturalny nie udało się go wydalić. W związku z tym miał zostać przeprowadzony zabieg polegający na usunięciu kamienia. Zaprzyjaźniony kapłan słysząc moją historię choroby ofiarował mi relikwie Św. Józefa Bilczewskiego. Były to fragmenty
z jedwabnego pasa do sutanny. Przekazując te relikwie opowiedział mi w sposób bardzo przekonywujący i motywujący historię osoby uzdrowionej za przyczyną tego Świętego. Od momentu otrzymania relikwii każdego wieczoru własnymi słowami modliłam się do Św. Józefa Bilczewskiego o powrót do zdrowia przykładając relikwie do miejsca chorego. Wewnętrznie byłam przekonana, że skoro jest to fragment pasa, który okala okolice nerek to może dzięki tej modlitwie uda się pozbyć tej przykrej dolegliwości. Po jakimś czasie podczas wizyty w szpitalu okazało się, że kamienia nie ma, a w nerkach pozostały tylko jeszcze mniejsze złogi. Słowa lekarza: „wizyta kontrolna za rok” spowodowały, że prócz kamienia z nerki, spadł mi również kamień z serca. Ogromna ulga i wdzięczność – Wdzięczność za pomoc Św. Józefa! I choć w porównaniu do wielkich cudów czy uzdrowień, ten kamień to taki mały cud – jest jednak faktem i zasługą Św. Józefa z Wilamowic, z którym rodzinnie sąsiaduję. Św. Józefie dziękuję za otrzymane łaski, powrót do zdrowia i uśmiech ducha!                                 Ewa

 

KLIKNIJ W MENU - WITAMY